Rozmowa z prezesami firmy Nova Trading
Nasze stowarzyszenie tworzą czołowe firmy z polskiej branży stali nierdzewnych. Jak jednak wiadomo, firmy to przede wszystkim stojący za nimi ludzie. Dlatego warto ich przedstawić. A najlepiej, jak zrobią to sami.
Poniżej publikujemy rozmowę z Piotrem Pawłem Orłowskim (na zdjęciu z prawej) oraz Tadeuszem Pająkiem, prezesami spółki Nova Trading. Artykuł w pełnej wersji ukazał się w magazynie „Nowa Stal” w sierpniu 2015 r.
Mamy jeszcze wiele do zrobienia
O tym, jak sprzedawali stal nierdzewną przeznaczoną do budowy elektrowni atomowej w Żarnowcu, dlaczego warto szanować pracowników, a także o satysfakcji, jaką daje prowadzenie biznesu, opowiadają Piotr Paweł Orłowski oraz Tadeusz Pająk, prezesi spółki Nova Trading.
Podczas spotkania zorganizowanego z okazji 25-lecia firmy, które odbyło się pod koniec maja 2015 r. w Jaworznie, w pewnym momencie wyświetlono na telebimie archiwalne, czarno-białe zdjęcie. Widać na nim grupę dzieci przystępujących do pierwszej komunii. W grupie tej stoją dwaj chłopcy, którzy – jak się okaże – za kilkanaście lat zostaną biznesowymi partnerami. Zdaje się, że od początku byli Panowie na siebie skazani…
Tadeusz Pająk: Znamy się tak długo i tak dobrze, że właściwie nic w naszych relacjach nie może już nas zaskoczyć. Wspomniana przez pana komunia miała miejsce w 1972 r. Jako dzieci mieszkaliśmy w Toruniu na terenie jednej parafii. Zarówno w szkole podstawowej, jak i średniej (technikum samochodowe) byliśmy w tej samej klasie. Jedynym okresem, w którym nasze drogi się na chwilę rozeszły, były studia. Piotr ukończył filozofię i teologię na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu. Ja natomiast ekonomię na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu.
Jak wyglądały początki Panów zawodowej współpracy?
T.P.: Zaraz po studiach, w 1988 r., czyli w momencie, gdy ruszały przemiany gospodarcze w Polsce i na szeroką skalę zaczęły powstawać pierwsze prywatne przedsiębiorstwa, podjąłem pracę w jednym z nich. Byłem przedstawicielem handlowym. Po pewnym czasie znajomy zaproponował mi założenie spółki. Przystałem na to. Tak powstało przedsiębiorstwo wielobranżowe. Jego historia była krótka. Ze wspólnikiem rozstałem się zaledwie po pół roku.
Na tym etapie kariery miałem już jednak sporo kontaktów oraz praktykę w prowadzeniu własnej działalności gospodarczej. Postanowiłem to wykorzystać. Zaproponowałem współpracę Piotrowi, który po studiach wrócił właśnie do rodzinnego miasta i przypadkiem mieszkał na tej samej ulicy, co ja.
Piotr Paweł Orłowski: Ja również krótko byłem związany ze wspomnianym przedsiębiorstwem. Pojawiłem się w nim jako wolny strzelec. Miałem też własne doświadczenie z biznesem. Prowadziłem firmę zajmującą się produkcją biżuterii. Stawało się to jednak coraz mniej opłacalne, dlatego przystałem na propozycję utworzenia firmy z osobą, którą znałem od dzieciństwa. 18 czerwca 1990 r. uruchomiliśmy wspólne przedsięwzięcie, za które wzięliśmy odpowiedzialność równo po połowie. Tak jest do dziś.
T.P.: Początkowo była to spółka cywilna, która nazywała się Przedsiębiorstwo Nova. Zajmowała się przede wszystkim handlem stalą czarną oraz papierem kserograficznym. Mniej więcej po półtora roku działalności w obu sektorach osiągnęliśmy tak dużą skalę, że trzeba było podjąć decyzję, w którym kierunku dalej się rozwijać. Mieliśmy z tym spory dylemat. Postawiliśmy jednak na stal, i to nie tę, którą głównie do tej pory sprzedawaliśmy, ale nierdzewną.
P.P.O.: Na ten wybór wpływ miało pewne doświadczenie. Jeden z naszych klientów zamówił ponad 20 ton prętów ze stali czarnej. Trzeba je było przewieźć ze Szczecina do Przemyśla. Samochód z towarem jechał dwa dni w nieustannym deszczu. Gdy na miejscu klient zobaczył swoje pręty, zrobił awanturę i powiedział, że takiego zardzewiałego złomu nie przyjmie. Koniec końców załagodziliśmy sytuację. Ale całe wydarzenie było bardzo nerwowe. Tymczasem równolegle przeprowadziliśmy transakcję na ok. 5 ton stali nierdzewnej. Odbyła się ona bez większych problemów, a co więcej przyniosła nam wyższy zysk niż sprzedaż ponad 20 ton wspomnianych prętów.
Przeanalizowaliśmy więc sytuację i doszliśmy do wniosku, że handel stalą nierdzewną może być naprawdę opłacalny. Jak się okazuje, nie pomyliliśmy się. Jeżeli jednak dziś ktoś nas pyta, skąd wiedzieliśmy, że właśnie ta nisza będzie się tak świetnie rozwijała, to odpowiadamy, że nie wiedzieliśmy, po prostu zaryzykowaliśmy.
T.P.: W czasie, gdy zaczynaliśmy działalność, główną bazą zaopatrzenia w towar były duże państwowe firmy, które wyprzedawały niepotrzebne im zapasy materiałowe. Dla przykładu, na potrzeby budowy (finalnie niedokończonej) elektrowni atomowej w Żarnowcu sprowadzono z ZSRR setki ton stali nierdzewnej. Na początku lat 90. XX w. cały ten towar leżał i się marnował. W pewnym momencie ktoś rozsądny zdecydował, że należy go sprzedać. W ten sposób znaleźliśmy znakomite źródło zaopatrzenia. Odbiorców szukaliśmy, wertując książki telefoniczne i wydzwaniając po całej Polsce do firm, które według nas mogły potrzebować stali nierdzewnych.
Zapasy materiałowe zgromadzone przez rodzime przedsiębiorstwa państwowe były na tyle duże, że przez prawie dwa lata funkcjonowania w ogóle nie korzystaliśmy z bezpośrednich dostaw od producentów nierdzewki.
A który z producentów był pierwszy?
P.P.O.: Outokumpu. Powód, dla którego go wybraliśmy, był prosty. W owym czasie obowiązywała umowa podpisana jeszcze przez premiera Piotra Jaroszewicza (szef rządu PRL w latach 1970 – 1980 – red.). Znosiła ona opłaty celne w handlu z wybranymi krajami, w tym z Finlandią, gdzie swoją siedzibę ma Outokumpu. Dzięki temu sprowadzana stamtąd stal nierdzewna była bardziej konkurencyjna niż np. towar kupowany w Niemczech czy we Francji.
Realizacja naszego pierwszego zamówienia importowego, z dzisiejszego punktu widzenia, miała niecodzienny charakter. Już na pół roku przed wyprodukowaniem przez hutę materiału, który miał do nas trafić, musieliśmy zrobić pełną przedpłatę. Gdy po kilku miesiącach oczekiwania dotarła do firmy pierwsza dostawa nierdzewki z Outokumpu, pracownicy zbiegli się, aby zobaczyć, jak ta stal wygląda. Działo się to na przełomie 1991 i 1992 r.
T.P.: Szybko zdobyliśmy zaufanie naszych fińskich partnerów, ale też i innych europejskich dostawców, jak Ugine (aktualnie Aperam) czy Krupp (aktualnie ThyssenKrupp). Z biegiem czasu byliśmy też w stanie wynegocjować coraz lepsze warunki handlowe.
Na jakim etapie rozwoju, Panów zdaniem, znajduje się polski sektor stali nierdzewnych?
T.P.: Jeżeli chodzi o dynamikę, jest to etap szczytowy. Weźmy chociażby centra serwisowe. Zainstalowane w nich moce są w stanie zaspokoić całe krajowe zapotrzebowanie. Nie ma biznesowego uzasadnienia, aby na rynku inwestowały nowe podmioty, szczególnie jeżeli ich dotychczasowa sprzedaż stała na niewielkim poziomie, czyli poniżej 15 – 20 tys. ton wyrobów płaskich rocznie.
P.P.O.: Gdy rozpoczynaliśmy naszą działalność, zużycie stali nierdzewnych w Polsce wynosiło ok. 15 tys. ton rocznie. Dziś jest to już ponad 300 tys. ton. Wielkość ta już raczej dynamicznie nie będzie rosła. Trudno sobie wyobrazić, aby nasz kraj osiągnął milion ton rocznego zużycia stali nierdzewnych.
Czego w takim razie, jeżeli już nie dynamicznego wzrostu wielkości rynku, należy się spodziewać?
P.P.O.: Jedną z tendencji obserwowanych na naszym rynku jest rozwój sprzedaży oraz przetwórstwa aluminium. W naszej ofercie materiał ten jest obecny już od kilkunastu lat. I nie jest to przypadek. Klienci kupujący stal nierdzewną często też szukają aluminium.
Poza tym, czego najlepszym przykładem jest Nova Trading, rodzima branża stawia na rozwój przetwórstwa oraz świadczenie coraz lepszych i bardziej zaawansowanych usług. Kiedyś klienci byli zadowoleni, gdy udało im się dostać zwykłą blachę; nawet niekoniecznie w rozmiarze, jakiego szukali. Dziś natomiast oczekują dostarczenia gotowych, specjalnie dla nich przygotowanych półproduktów. Ten kierunek rozwoju jest zgodny z tym, co się dzieje w krajach zachodniej Europy.
Opisując firmę Nova Trading, trudno nie używać sformułowania „naj”. Jest to największy gracz w swojej branży, jedno z najnowocześniejszych centrów serwisowych stali nierdzewnych i aluminium w regionie itd. Czy dla Panów bycie naj ma znaczenie?
T.P.: Nie jest to naszym priorytetem. Nie staramy się zwiększać wielkości sprzedaży dla samego bicia kolejnych rekordów. Najważniejsze jest, aby wypracowany wynik finansowy pozwalał na inwestycje i dalszy rozwój oraz uwiarygadniał nas w oczach partnerów biznesowych, w tym banków, które ów rozwój finansują.
P.P.O.: To, co robimy, staramy się wykonywać jak najbardziej rzetelnie. Chcemy świadczyć możliwie najlepszy serwis dla klienta. A że przy okazji jesteśmy najwięksi? Cóż, to efekt ciężkiej pracy, ale na pewno nie nasz cel.
Nova Trading znana jest z tego, że mocno angażuje się w mecenat kultury. Czy to wynik Panów tęsknoty za tą piękniejszą niż biznes stroną życia?
T.P.: Wychodzimy z założenia, że powinniśmy dzielić się z tymi, którzy mają mniej. Szczególnie staramy się wspierać lokalne wydarzenia, co też jest elementem budowania naszego wizerunku. Poza tym sztuka to jedna z moich głównych pozazawodowych pasji.
Czy w regionie marka Nova Trading jest rozpoznawalna?
P.P.O.: Tak i to właśnie dzięki wielu działaniom prospołecznym, które prowadzimy. Jest ich naprawdę dużo. Wspieramy np. Toruńską Orkiestrę Symfoniczną. Wspomagaliśmy przez wiele lat koszykówkę żeńską oraz żużel. Cały czas przeznaczamy środki na pomoc zarówno dzieciom, jak i szkołom, ale również dotujemy organizację festiwali filmowych czy miejskich wydarzeń sportowych. Tadeusz od pewnego czasu jest też zaangażowany w działalność społeczną jako konsul honorowy Finlandii.
Jesteście więc regionalnymi celebrytami biznesowymi.
P.P.O.: Czasami można odnieść takie wrażenie. Dla przykładu – w tym roku toruński uniwersytet, który obchodzi 70-lecie istnienia, na jednego z głównych sponsorów wydarzenia wybrał właśnie naszą firmę. Nie każdy miał taką szansę. To niezwykła nobilitacja.
Jaka jest obecnie Panów rola w firmie? Zajmujecie się jeszcze bieżącym zarządzaniem?
P.P.O.: Do pracy przychodzimy codziennie i raczej nikomu to nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie. Podwładni wiele spraw chcą z nami konsultować.
T.P.: We wszystkich kluczowych kwestiach takich, jak np. finansowanie działalności, inwestycje, zakupy, sprzedaż, produkcja, to wciąż my podejmujemy decyzje. Na pewno nie przyszedł jeszcze czas, abyśmy jedynie odcinali kupony i skupili się na roli doradczej.
P.P.O.: Dzięki temu, że jesteśmy zaangażowani w bieżące funkcjonowanie firmy, możemy też szybko docenić i wynagrodzić osiągnięcia pracowników. Czasami po prostu podziękować za to, że u nas pracują.
Jak Panowie dzielą między sobą obowiązki związane z zarządzaniem firmą?
T.P.: Ten podział zarysował się już dawno w dosyć naturalny sposób. Piotr jest odpowiedzialny za sprzedaż, ja za zakupy. Poza tym w moich kompetencjach leżą kwestie rozwoju, np. instalacji nowych linii, Piotr natomiast skupia się na sprawach operacyjnych – sprzedaży, marketingu, współpracy z bankami, kwestiach personalnych itd.
P.P.O.: Nie jest jednak tak, że poszczególne obszary są na stałe przypisane jednemu z nas i jeżeli któregoś z właścicieli nie ma, to jakaś sprawa pozostaje niezałatwiona. Uzupełniamy się w miarę potrzeb.
Czy wyobrażają sobie Panowie, że oddają bieżące zarządzanie firmą wynajętym menedżerom?
P.P.O.: Chyba jeszcze nie w tym momencie. Co prawda syn Tadeusza pracuje w firmie już od kilku lat i pewnie przyjdzie moment na sukcesję, ale na razie o tym nie myślimy.
T.P.: Wciąż odczuwamy satysfakcję z tego, co robimy, i to nas pociąga.
Rozumiem, że satysfakcja jest na tyle duża, że nie rozważacie możliwości sprzedaży firmy inwestorowi?
T.P.: Pojawiały się takie propozycje. Wszystkie je odrzuciliśmy. Wychodzimy z założenia, że mamy jeszcze wiele do zrobienia.
P.P.O.: Wartością dla nas jest też to, że Nova Trading, jako polska firma może być przykładem dla innych przedsiębiorstw, także w innych krajach Europy. Nasze dostawy np. do Szwajcarii stały się dla tamtejszych odbiorców wyznacznikiem jakości. Tłumaczą oni innym dostawcom, że mogą coś zdziałać ze swoją ofertą dopiero wtedy, gdy zaoferują tak dobry i tak profesjonalnie zapakowany towar, jak robi to Nova Trading.
Czy myśleli Panowie kiedyś o tym, aby Nova Trading zadebiutowała na warszawskiej giełdzie?
P.P.O.: Wszystkie nasze działania związane z pozyskiwaniem kapitału dostosowujemy do potrzeb inwestycyjnych. Tymczasem już wiele lat temu zdecydowaliśmy, że będziemy się rozwijali powoli, ale systematycznie. Nakłady na rozwój są podporządkowane tej strategii.
Był, owszem, taki moment, w którym zastanawialiśmy się nad debiutem giełdowym. Jednak, podobnie jak w przypadku ewentualnego przejścia na emeryturę, powiedzieliśmy sobie, że to jeszcze nie jest odpowiedni moment.
Naturalną konsekwencją sukcesu biznesowego jest sukces finansowy. Czym dla panów są pieniądze?
T.P.: Funduszem emerytalnym. Zabezpieczeniem na przyszłość.
P.P.O.: Spożytkowane w racjonalny sposób pieniądze dają możliwość zapewnienia lepszego startu dzieciom. Ja mam ich sześcioro. Jest więc dla kogo pracować.
Źródło: „Nowa Stal”, nr 4/2015